Po domowym remisie z Wisłą Kraków zespół zabrzańskiego Górnika tym razem przed własną publicznością podzielił się punktami ze swoim imiennikiem z Łęcznej. Wynik jest dla gospodarzy nieco pechowy, bo ekipę Jurija Szatałowa przed porażką uratował dopiero gol zdobyty w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry.
Na wstępie przyznać muszę jedno: sobotnie „górnicze derby” były jednym z najnudniejszych spotkań, jakie widziałem w 2015 roku. Na boisku długo nie działo się nic ciekawego i gdyby nie ostatni kwadrans, można by po prostu napisać, że mecz się odbył. I tyle.
Na szczęście w końcówce coś zaczęło się dział. W 78. minucie po akcji Łukasza Madeja z Romanem Gergerelem piłkę do bramki Sergiusza Prusaka wpakował Szymon Skrzypczak, dla którego było to pierwsze trafienie w tym sezonie. Górnik nie zdołał jednak utrzymać skromnego prowadzenia przez te kilkanaście minut, jakie pozostały do końcowego gwizdka. Na sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry wyrzuconą z autu piłkę przedłużył głową Grzegorz Pesio, a niepilnowany Łukasz Mierzejewski trafił w „krótki róg” Radosława Janukiewicza.
Nieco ciekawiej niż na boisku, było w sobotę na trybunach. Po spokojnej pierwszej połowie, w przerwie na sektorach za południową bramką rozdane zostały flagi na kijach - pewnie dlatego, by ożywić nieco usypiającą atmosferę, jaka napływała na trybuny z murawy. Ponadto na górze młyna już przed pierwszym gwizdkiem pojawił się szeroki transparent z wiele mówiącym hasłem: „Drużyna bez ambicji, stadion ciągle w budowie - to co się dzieję w Zabrzu, nie mieści się w głowie”.
28.11.2015; Polska, T-Mobile Ekstraklasa:
Górnik Zabrze - Górnik Łęczna 1:1 (0:0)
1:0 - Szymon Skrzypczak 79'
1:1 - Łukasz Mierzejewski 90'
Widzów: 4325.
Bilet: 15
Linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz