26/07/2013

Liga Europy: Piast Gliwice - Qarabağ Ağdam

Na rewanżowy spotkanie Piasta z Karabachem wybrałem się z dwóch powodów. Po pierwsze: wynik z Baku budził moje obawy, że będzie to jedyna okazja na zobaczenie Ligi Europy w Gliwicach w tym sezonie. Po drugie: dzień przed samym meczem dowiedziałem się, że przy Okrzei planuje zjawić się także kilku znajomych groundhopperów.

Pod stadionem zjawiłem się około pół godziny przed rozpoczęciem meczu, pełen obaw, że przyjdzie stać mi w długich kolejkach, wejdę na sektor już po pierwszy, gwizdku lub w ogóle będzie ciężko o tej porze dostać bilet. Nic z tego - wejściówkę kupiłem dosłownie z marszu, nie czekając pod kasami dłużej niż dwie minuty.

Żeby jednak nikt sobie nie pomyślał, że było aż tak dobrze - podobnie jak na meczu Piasta z Lechem w rundzie wiosennej wybrałem sektor M na prostej wzdłuż boiska, naprzeciw trybuny VIP. I ponownie przez większość czasu przyszło mi się męczyć oglądając mecz pod słońce. Dodatkowo w kasie poprosiłem panią o miejsce z dala od pleksi, by dokładnie widzieć boisko. Kasjerka przypomniała mi, że przecież ogrodzenia zostały zdemontowane, ale po wejściu na sektor okazało się, że… dostałem miejsce pod barierką. :P


Jak wiadomo Piast z Azerbejdżanu wrócił z niekorzystnym wynikiem, ale u siebie gliwiczanom do awansu wystarczyło skromne zwycięstwo 1:0. Lub wyżej. Najważniejszym było jednak nie stracić bramki jako pierwsi. Yhy, wszystko ładnie, pięknie, tylko… plan wziął w łeb już po 8 minutach, kiedy po szybkiej kontrze i akcją lewym skrzydłem Karabach objął prowadzenie. Jak się później okazało, albo Azerowie byli z tej strony tak mocni, albo Piast tak słaby, bo goście w I połowie mieli jeszcze kilka ciekawych rajdów właśnie lewą flanką.

Przegrywając 0:1 Piast nie miał już nic do stracenia i - o dziwo - zdołał odrobić straty. Najpierw na raty i dobitce Mateusza Matrasa doprowadził do wyrównania wyniku meczu, a kilka minut później przewrotka Marcina Robaka wyrównała stan dwumeczu. I choć w II połowie gliwiczanie byli blisko zdobycia trzeciego gola (Azerów uratowała poprzeczka) wynik w regulaminowym czasie nie uległ już zmianie. Zatem dogrywka.

Dodatkowe 30 minut zapowiadało się na przysłowiowe „przeciąganie liny”, bo obie strony jakby chciały dotrwać do karnych. I tu niespodzianka, bo „zaskoczył” Ulrich Kapolongo - Kongijczyk na murawie pojawił się w 85. minucie i w moim odczuciu był najsłabszym zawodnikiem gości, tymczasem na początku drugiej części dogrywki ośmieszył i obrońców, i bramkarza Piasta, spokojnie pakując piłkę w krótki róg bramki strzeżonej przez Jakuba Szumskiego. Dziękuję, dobranoc, znowu można pisać słynne już „Bach, bach, Karabach”.


Piast nie popisał się na boisku, nie wypadł chyba też lepiej na trybunach, przynajmniej jeżeli chodzi o liczby. Mecz przy Okrzei, chociaż historyczny, ściągnął na widownię tyko niewiele pond 5700 kibiców. Dla porównania frekwencja na meczu w Baku była niemal dwukrotnie wyższa. Gliwiczanie zwyciężyli jednak w „rywalizacji wyjazdowej” - w Azerbejdżanie zjawiła się bowiem ośmioosobowa grupa kibiców Piasta, natomiast podczas rewanżu w sektorze gości pojawiło się tylko czterech kibiców Karabachu. ;p

Niespodziewanie spotkanie II rundy kwalifikacji do Ligi Europy stało się okazją do niezapowiadanego zlotu polskich groundhopperów. Do Gliwic zjechała trzyosobowa delegacja z Nysy w osobach Daniela, Jacka oraz Krzyśka (autora serwisu Moje Wielkie Mecze), miasto stołeczne Warszawa reprezentowała jednoosobowa redakcja Kartoflisk w osobie Radka, a w skład miejscowego komitetu powitalnego weszli Bartek i Łukasz. Do tego obecna była także sekcja żeńska w postaci Kasi (prowadzącej blog Groundhopping po raciborsku), z którą jednak nie udało się nam spotkać po meczu.

25.07.2013; Liga Europejska, II runda kwalifikacyjna:
Piast Gliwice - Qarabağ Ağdam 2:2 po dogrywce (2:1, 2:1; 2:1)
0:1 - Leroy George 8'
1:1 - Mateusz Matras 29'
2:1 - Marcin RObak 36'
2:2 - Ulrich Kapolongo 108'

Widzów: 5744.

Bilet: 45 PLN.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz