To miał być miły, spokojny dzień – wyjazd do Rybnika pokrywał się z inauguracją rozgrywek III ligi, a tego samego dnia w I kolejce grupy opolsko-śląskiej Energetyk ROW Rybnik mierzył się z LZS Piotrówka. Niestety… okazało się, że był to mój pierwszy groundhoppingowy niewypał.
Na stadionie pojawiłem się kilkanaście minut przed meczem, już w trakcie rozgrzewki obu drużyn. Po chwili zespoły udały się do szatni, na zegarach wybiła godzina 17:00, ale… na murawie pustka. 17:06, sędzia wyprowadza obie drużyny, gwiżdże… i nic. Gospodarze się rozgrzewają, na połowie murawy nie ma nikogo. Minął kwadrans, kolejny gwizdek – koniec meczu. Okazało się, że mecz nie może dojść do skutku, ponieważ piłkarze beniaminka nie posiadają aktualnych badań lekarskich…
Cóż, tak to już bywa, ale szkoda, że jechałem 70 km aby obejrzeć pierwszy w życiu walkower. :) Na otarcie łez piłkarze Energetyka rozegrali między sobą wewnętrzną gierkę, którą obejrzałem wraz z 18 innymi najwytrwalszymi kibicami. :)
Przepraszam też za nienajlepszą jakość zdjęć, ale to faktycznie nie był najlepszy dzień. Przed wyjazdem przygotowałem aparat, jednak… bateria nie pojawiła się ze mną na stadionie, a została wraz z ładowarką w domu.
W Anglii jest ponoć groundhopper, który specjalizuje się w wynajdywaniu i odwiedzaniu meczów, które się nie odbywają (są przekładane np. z powodu złych warunków atmosferycznych czy złego stanu murawy). Koleś przyjeżdża na takie spotkanie (głównie w niższych ligach) robi foty pustawego stadionu i wraca do domu :))
OdpowiedzUsuń