26/03/2011

El. ME 2012: Austria - Belgia

Spontaniczność jest dobra. W ten piątkowy wieczór miałem zamiar robić to, w czym jestem najlepszy – czyli nie robić nic. Obiad łamany przez kolację, jakiś film i odespanie tygodnia – tak jeszcze rano wyglądały moje plany. Popołudniu doszedłem jednak do wniosku, że szkoda tak ładny dzień spędzić w czterech ścianach i wypada pospacerować po mieście. A w drodze na Stephanplatz plany uległy kolejnej zmianie...

W metrze dorwałem jakąś austriacką gazetę, a wiedząc, że dziś w ramach eliminacji do Euro 2012 Austria mierzy się w Wiedniu z Belgią, postanowiłem rzucić okiem na sportową rubrykę. Nie będę ukrywał – mój niemiecki nie jest najlepszy. Nie jest nawet dobry. Jest niewiele lepszy od mojego hiszpańskiego, który… leży i kwiczy. Mimo to udało mi się ustalić, że bilety na piątkowe spotkanie na stadionie Ernsta Happela są wciąż dostępne. Szybko zweryfikowałem moje plany i pełen ciekawości, czy dobrze zrozumiałem wzmiankę w artykule, udałem się w stronę Prateru. Tam, na trzy godziny przed meczem, udało mi się już spotkać kibiców, którzy pokierowali mnie w stronę stadionu, z kolei tam, w kasie, dowiedziałem się, że owszem – wejściówki wciąż są w sprzedaży! 15 euro nie było odstraszającą opcją – zważywszy, że bilety na Austrię czy Rapid kosztowały mnie więcej – dlatego pozostało mi tylko szybko wrócić do mieszkania po aparat i mogłem do listy odwiedzonych stadionów dodać najważniejszy obiekt w Austrii.

Przed wejściem na Praterstadion bałem się, że miejsce na łuku będzie tragiczne... Byłem w błędzie i to dużym. Widoczność z sektora A była doskonała i teraz śmiało mogę powiedzieć, że nie żałuję wyboru miejsca. Jedynym błędem była… moja organizacja przed meczem – jeszcze przed pierwszym gwizdkiem piwa, które w siebie wlałem po drodze na stadion, dały o sobie znać ;) . Na szczęście potrafię bym zawzięty i nie straciłem żadnej minuty spotkania.

I właśnie, tutaj muszę wspomnieć o jednej rzeczy, która niezwykle mnie irytuje. Rozumiem – mecz dla gospodarzy się nie ułożył. W 6. minucie Axel Witsel dał gościom prowadzenie, a chwilę po przerwie podwyższył na 2:0. Austriacy z kolei nie potrafili porządnie zagrozić bramce Simona Mignoleta (tutaj godna odnotowania jedna akcja z I połowy, jednak piłka, chyba po rykoszecie, zatrzepotała nie w, a na siatce belgijskiej bramki). Na dziesięć minuty przed końcem stadion zaczął pustoszeć. Nie wiem, może czegoś nie rozumiem, ale wychodzenie przed końcowym gwizdkiem zawsze mnie irytowało. Owszem, mój stadionowy dorobek nie jest spory, ale nawet oglądając – wydawałoby się – nudne mecze, raczej ( :D ) nigdy nie wyszedłem przed końcem (na ligach od III wzwyż - dziękuję za zwrócenie uwagi w komentarzu :) ). Tymczasem dziś, w 80. minucie, w stronę wyjścia udawały się tłumy. I już z czystej złośliwości żałuję, że w końcówce gospodarze nie zdobyli chociaż jednej bramki. Tak – na przekór tym, którzy wyszli.

Podsumowując: od przyjazdu zastanawiałem się, czy istnieje możliwość zwiedzenia Praterstadionu. Nie przy okazji meczu, a tak po prostu. Tymczasem udało się nie tylko go obejrzeć od wewnątrz, ale również zaliczyć na nim spotkanie, na dodatek o punkty w eliminacjach do Mistrzostw Europy!

25.03.2011; Eliminacje do ME 2012:
Austria - Belgia 0:2 (0:1)
0:1 - Axel Witsel 6'
0:2 - Axel Witsel 50'

Widzów: 45000.

Bilet: 15 Euro.

2 komentarze:

  1. Albin Mikulski26 marca 2011 09:16

    KŁAMIESZ, ŻE NIE WYSZEDŁEŚ NIGDY PRZED KOŃCEM, BO NA TEJ PIĄTEJ LIDZE WYSZEDŁEŚ W PRZERWIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, mój błąd - nie dopisałem uwagi do tego. :) Ale na WS Ottakring wszedłem spóźniony i za darmo, dlatego nie traktowałem zbyt poważnie tego spotkania. ;)

    OdpowiedzUsuń